4 wnioski z targów Agrotech 2015

Targi, tragi i po targach. Jak zwykle Agrotech minął w okamgnieniu zwłaszcza, że w tym roku byłam krócej. Mimo to, czas jaki miałam, starałam się wykorzystać maksymalnie. I myślę, że udało mi się to  całkiem dobrze.

Agrotech to największe w Polsce targi rolnicze organizowane w hali. Mają rozmach, toteż co roku przyciągają rolników (i nie tylko) z całego kraju. To dobra okazja, żeby zobaczyć całe mnóstwo maszyn w jednym miejscu, pogadać z producentami, zapytać o  szczegóły, rozwiać wątpliwości. W tym celu, między innymi udałam się ja. Zależało mi, aby rozmawiać z firmami, które się pokazały. Zrobić krótki wywiad, pogadać o tym, co dobrego. Bywało różnie, ale i tak wszystko co się działo, z mojej perspektywy – na plus, cztery plus.

1. W końcu można było porozmawiać!

Nie chodzi wcale o to, że na co dzień nie mam takiej możliwości. Oczywiście, że mam. Ale rozglądam się wkoło, poszukuję wnikliwie. Niestety, osób z którymi mogę porozmawiać na temat sytuacji na rynku ciągników, dopłatach, trendach,  jest nie wiele. Owszem, mam kontakt z ludźmi z branży, ale nic nie zastąpi rozmowy na żywo, obserwując maszyny z bliska. Na targach poczułam się jak u siebie, w żywiole. Nikt nie dziwił się, dlaczego  interesują mnie traktory, bo wszyscy się nimi interesują. Z każdym mogłam o nich pogadać. Kilka rozmów dających nowe spojrzenie i masę informacji. To jest ekstra na takich imprezach.

2. Kryzysu (jeszcze) nie widać.

Patrzę – na wyniki sprzedaży, na stoiska. I znów – na prognozy sprzedaży i na stoiska. Oko widzi, analityczny mózg stwierdza, że nie ma zależności pomiędzy sytuacją na rynku (więcej informacji znajdziecie tu), a nastrojami wśród wystawców. A może bardziej wielkością i wystrojem stoisk. Wiecie, dla mnie żaden problem. Przyjeżdżam do Kielc i przez cały dzień przechadzam się oglądając błyszczące maszyny. To komfort dla gości targów. Teraz takie podejście jest zrozumiałe. Trzeba klientów zachęcić. Brak dopłat powoduje, że kupujących jest mniej i są ostrożniejsi.  Być może nadejdzie taki moment, że producenci zamiast na trzydniowe stoisko, będą chcieli przeznaczyć fundusze na całoroczne działania promocyjne i komunikacyjne. Chętnie im w tym pomogę.

11106490_10203939865085145_91058472_n

Zaraz w Australii. Teraz jeszcze  Kielcach złapany na zdjęciu – Marcin Obałek (Traktoriada). W tle nowy C-380.

3. Ciągniki w natarciu

Jak napisałam wyżej, producenci naprawdę postarali się, aby wypaść jak najlepiej. Pomijam powody. Chcę zwrócić uwagę na coś innego. Wydaje się, jakoby nasz polski produkt eksportowy (do Afryki) Ursus, naprawdę trzymał się dobrze i miał chrapkę na konkretny udział w rynku.  W piątek stoisko odwiedził Minister Rolnictwa, ale nawet gdy pan Marek Sawicki odjechał, ludzi nie ubywało. Ursus pokazał nowy model – C-360 , nieco mniejszy od C-380, który wprowadził w październiku 2014. Pokazuje, że chce walczyć o zaufanie i fundusze polskiego rolnika. Dumnie wystawia pierś do przodu i nie boi się walczyć z najlepszymi. Do Ursusa sentyment ma chyba każdy, zobaczymy, ze przekuje się on w sprzedażowy sukces. Ja wierzę na pewno w sukces Marcina Obałka (Traktoriada), który był na targach, a który już za dwa tygodnie Ursusem będzie szalał po Antypodach. Trzymamy kciuki, na pewno za Marcina. Ursus jak sądzę, sam da sobie radę.

4. Brakuje nam czasu.

Ogromnie cieszę się na spotkania, które udało mi się przeprowadzić. Jestem wdzięczna wszystkim, za ich cenny, poświęcony czas. I zastanawiam się, dlaczego inni mieli go tak mało. I tu zaznaczam, nie jest to absolutnie pretensja do przedstawicieli firm. Oni mają targowe urwanie głowy. Wiem, bo kiedy ja obsługiwałam stoisko wchodziłam przed 8 rano, zrobiłam kilka kółek wokół maszyn i już była 17.30. Nie wiem dlaczego nie możemy wprowadzić systemu, jaki panuje na dużych europejskich targach. Dzień lub dwa jest przeznaczony dla prasy lub firm-gości. Ludzie spotykają się bez stresu, każdy ma czas na spokojną rozmowę (a w jej trakcie nie spogląda nerwowo na zegarek). Byłaby to sytuacja win-win dla interesantów i samych firm, a w dalszej konsekwencji i dla wszystkich gości targów. Do przemyślenia dla organizatorów. Robią kawał dobrej, trudnej roboty. Ale poprzeczkę trzeba podnosić nie tylko w sensie zwiększania powierzchni ale i samej formuły. To konieczne, jeśli targi mają być profesjonalne, a pracownicy firm nie wpadać w trzydniową nerwicę.